#s4z74

Ostatnio poszłam na noc do mojej przyjaciółki. Ma ona duży dom, więc jej rodzice przebywali w innej części. Postanowili urządzić skromną imprezę.
Nie była taka skromna, jak oczekiwałyśmy... Po bardzo udanym wieczorze pan domu postanowił, że musimy z Olą jeszcze bardziej zacieśnić naszą więź. Zaczął mi więc ze szczegółami opowiadać, jak została spłodzona.
Mina wszystkich obecnych – bezcenna. Mina pana Romana, który na trzeźwo uświadomił sobie, co zrobił, była jeszcze bardziej bezcenna.

#4KiqU

Mam wrażenie, że niektórzy ludzie zupełnie nie ogarniają rzeczywistości.

Zima, hotel w górach, praca na recepcji. Wieczorem melduje się pani z rodziną i po jakichś 20 minutach wraca wzburzona na recepcję, że z jej apartamentu nie widać gór, jak było obiecane. Godzina dwudziesta, pochmurno, zima. Ja osłupiałem, na szczęście kolega z kamienną twarzą powiedział: „Proszę spróbować wyjrzeć przez okno jutro rano”. Zaśmialiśmy się dopiero jak zniknęła w windzie :)

#r1nAg

Chciałam opowiedzieć chyba jedną z najbardziej wstydliwych historii, jaka mi się przytrafiła i nie wie o niej nikt i nikomu się nie przyznam. Nie oceniajcie mojej głupoty, jestem jej naprawdę świadoma. 
Działo się to jakieś 10 lat temu, miałam 20 lat i kompletnie nie miałam szczęścia w miłości. Albo trafiał mi się facet, który angażował się w jednym celu, a potem zamykał i mówił, że jednak nie jest gotowy na związek, albo jakiś dziwak, którego bardziej się bałam, niż mnie do niego ciągnęło. Na imprezie mojej koleżanki bardzo spodobał mi się pewien kolega i chyba z wzajemnością, trochę alkoholu dla odwagi, zaczęliśmy rozmawiać, rozmowa się kleiła i udaliśmy się w ustronne miejsce. Nic takiego się nie wydarzyło, ale było sporo przytulania i czułych słówek, jak i również planów pod względem rozwinięcia znajomości. Nazajutrz jednak chłopak zachowywał się, jakby mnie nie znał i już nigdy więcej się do mnie nie odezwał. No cóż, bywa i tak. Na domiar złego moja koleżanka była wściekła, bo okazało się, że jej on też się podobał, typowe dla tego wieku rozterki. Chłopak bardzo zapadł mi w pamięć i długo żałowałam, że nic z tego nie wyszło. 
Od sytuacji minęło ponad pół roku, zdążyłam zapomnieć i nagle podróżując autobusem z jednego do drugiego miasta, przypomniałam sobie o nim. Znowu pojawił się jakiś żal, że on się tak zachował, znowu zaczęłam o nim myśleć. Po dotarciu na miejsce poszłam do toalety i idąc przez dość mało uczęszczany odcinek, trafiłam na jakąś Cygankę – starsza, brudna, proponowała wróżbę, ale grzecznie odmówiłam. Ona jednak nie odpuszczała. Mówiła, że widzi moją pustkę w sercu i mi pomoże. Wracałam tą samą trasą i w końcu zgodziłam się. Nie wiem co mną wtedy kierowało. Poprosiła, żebym wyjęła monetę, jakąkolwiek, co też uczyniłam. Czary-mary, oddała mi ją, poprosiła, żebym wyjęła największy banknot, jaki mam. Wyjęłam 20 zł. Nie, nie, ona wie, że mam większy. Obiecała, że odda, ale zrobiło się jakoś tak nieprzyjemnie. Wyjęłam więc stówę i za sekundę jej nie było. Zaczęłam na nią wrzeszczeć, że ma mi ją oddać, że jest oszustką, ale odpuściłam, bo zauważyłam, że jest ich więcej. Zapewniła mnie, że będę z tym chłopakiem, na którym mi zależy.

Obecnie mam męża i dwójkę dzieci. On nie wie o tamtej sytuacji i nie dowie się. Nie, to nie ten chłopak i całe szczęście, bo z perspektywy czasu wiem, że był to człowiek niewart jakiejkolwiek relacji. Już go nigdy więcej nie spotkałam. A stówy, cóż, do teraz nie mogę odżałować. :)

#TD6y8

Moi rodzice za czasów bycia młodym małżeństwem zaprzyjaźnili się z innym małżeństwem, które nazywam wujkami, choć nie jestem z nimi w żaden sposób spokrewniony, ale jesteśmy sobie bliscy jak rodzina. Wujek jest policjantem i kiedy spotykali się z moimi rodzicami, już od małego uczył mnie o niebezpieczeństwach i przeciwdziałaniu zagrożeniom. Nauczył mnie m.in. skutecznego wyrwania się, kiedy jakiś porywacz chciałby mnie obezwładnić i porwać. Jako iż wujek jest też śmieszkiem do potęgi, to w ramach żartu i utrwalania umiejętności praktycznych z „edb” czasem obezwładniał mnie dla żartu, a ja się mu zawsze skutecznie wyrywałem, i miałem przy tym kupę zabawy, a reszta sobie z tego żartowała ;P
Kiedy miałem 9 lat, wyjechaliśmy z wujkami do Turcji do dość prestiżowego hotelu z basenami i mnóstwem atrakcji. Każdą wolną chwilę spędzałem tam na kąpieli i zabawie z moim „kuzynem” (synem wujaszka).
Pewnego dnia po zabawie z kuzynkiem miałem parcie ostre na toaletę, toaleta znajdowała się po drugiej stronie strefy basenowej w trochę zacienionym miejscu, więc troszkę daleko od leżaków, na których leżeli moi rodzice. Zakomunikowałem im, że idę za potrzebą i po uzyskaniu typowego „uważaj na siebie!” ruszyłem śmiało w stronę toalet. Po załatwieniu potrzeby wyszedłem z toalet i nagle poczułem, jak ktoś mnie dość mocno obejmuje. Pomyślałem, że pewnie wujo niepostrzeżenie szedł za mną i czekał, aż wyjdę, aby mi zrobić psikusa, więc wyrwałem mu się i zacząłem biec, śmiejąc się i krzycząc: „Nie dogonisz mnie!”. Kiedy dobiegłem do rodziców, zauważyłem wujka, który drzemał sobie na leżaku. Mogę przysiąc, że serce w tym momencie stanęło mi w gardle. Przerażony obróciłem się, ale nikt za mną nie biegł. Nie wiem jakim cudem nie sprawdziłem, kto mnie obezwładnia i od razu założyłem wujka-żartownisia, ale cieszę się w tym momencie, że potrafiłem poradzić sobie z zagrożeniem – i za to jestem wujaszkowi dozgonnie wdzięczny.

Czasy się zmieniły, z bezpieczeństwem jest coraz gorzej. Jeżeli macie dzieci, to zapiszcie je na jakiś kurs samoobrony dla dzieci. Dzieciak może kiedyś uratować sobie tyłek, a wy będziecie o niego spokojniejsi.

PS Dla wytrwałych mały bonus w postaci typowo anonimowej krótkiej historii:
od tamtego momentu do końca pobytu sikałem do basenu.

#QQfmw

Jak byłam mała, to myślałam, że jak jest burza, to wtedy anioły walczą z diabłami w niebie.

Deszcz był ich krwią, a jak się pojawiały pioruny i grzmoty, to wtedy Bóg z Diabłem (którzy byli o wiele lepsi od aniołków i diabełków) interweniowali i ostatecznie rozstrzygali spór. I zawsze myślałam, że jak pojawia się tęcza, to wygrywa drużyna Boga, a jak nie było jej, to drużyna Diabła.

#uQ182

Mój mąż kompletnie nie radzi sobie w kuchni. Nie umie, nie lubi, kuchni praktycznie nie tyka. Jest za to doskonały w sprzątaniu i lubi porządek, a że ja gotować lubię, to podzieliliśmy domowe obowiązki – za posiłki odpowiadam ja, odkurzanie czy mycie okien to jego działka.
Ostatnio musiałam zawieźć mamę do lekarza, a że wizyta była w innym mieście, to mój dzielny mąż zaoferował, że skoro ja już zrobiłam sos, to on ugotuje ziemniaki, żebym miała ciepły obiad, jak wrócimy. No dobra, ugotować ziemniaki to nic trudnego, da radę – pomyślałam. I to był błąd...
Przyjeżdżam do domu, a tu siwo, śmierdzi spalenizną, garnek przypalony...
Co się okazało? Mąż ziemniaki obrał, wrzucił do garnka, a nawet posolił, ile trzeba. Tylko ich nie zalał... A co najlepsze, na pytanie, dlaczego nie nalał wody, mój ułomny kulinarnie mąż odparł, że przecież ziemniaki zawsze jemy suche... xD
Dodaj anonimowe wyznanie